Opowieść o tym, jak molestował mnie ojczym

Loading

Pamiętam bardzo dobrze tamten dzień…

Wróciłam ze szkoły spóźniona o prawie dwie godziny. Mama czekała na mnie w przdpokoju z pasem w ręku, ale nie użyła go, bo mnie nie biła, tylko straszyła, więc siedziała z pasem, a ja z oczami wbitymi w linoleum tłumaczyłam, dlaczego przyszłam spóźniona: bo to była wina Rebeki.
Namówiła mnie, żebyśmy poszły na lodowisko, że będzie fajnie, mówiła, ale nie było. Stałyśmy i patrzyłyśmy, jak inne dzieci jeżdżą na łyżwach. ach piękne piruety. A my stałysmy, jak dwa słupy lodu. Masakra i dlatego spóźniłam się na obiad.

Mama popatrzyła na mnie i zapyała – Chciałabyś dostać od Mikołaja łyżwy? taaaaaaaaaaaaak!!! bardzo, bardzo. Skakałam i darłam twarz, jak oparzona. Wtedy przyszedł ten pan, który kazał mówić mi do siebie tato, ale mój tatuś leżał w dębowej trumience, ty łotrze! Więc przyszedł spojrzał na mamę i zapytał grubym głosem – Nie dasz jej żadnej kary? – przecież to dziecko, na pewno wie, że źle zrobiła, i to sie więcej nie powtórzy, prawda? spojrzała mi prosto w okulary – Tak mamo nigdy, żeby ta gnida Rebeka nigdy nie dostała łyżew. Słowo honoru mamusiu!

Po kolacji poszłam do swojego pokoju i wtedy przyszedł pan, znaczy tata i pan usiadł koło mnie położył mi rękę na…głowie i rzekł – Zdenerwowałaś mamusię musisz ponieść karę.Ale jak daleko mam nieśc tę karę, bo ciemno się robi i boję się trochę – pisnęłam cichutko.
Wtedy chwycił mnie i ściągnął rajtuzy, jedną parę, drugą parę, trzecia parę – no co zmarźluch jestem, i patrzył na mnie tym strasznym zezem i gapił się i wtedy wtedy wyciągnął go!!!!!!!!!!!!!!!!

– Ratunku! – krzyczałam przez zaciśnięte usta – Ratunku, mamusiu ratuj, a on patrzył i uśmiechał się złowieszczo – Zapamiętasz to na całe życie. Wyrywałam się, ale to nic nie dało pan trzymał go w ręku i przybliżał się coraz bardziej i bardziej, a jego twarz zrobiła się czerwona i krople potu wystąpiły na czoło – Nie uciekniesz – Szepnął mi do odstającego uszka.

– Ty potworze! – pisnęłam, a wtedy on to zrobił, ten potwór! Trzymał moje chude, krzywe nóżki i łaskotał mnie małym, maleńkim piórkiem w stopy, a potem pod łysymi paszkami i gilgotał, gilgotał całe wieki pamiętam jak przez mgłę, że chyba uwolniła mnie mamusia.

Od tamtej pory nie lubię małych ptaszków.

___

2017.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

4 × 4 =