Odruch Moro

Loading

  1. Materialista
  2. Atlantyda

1.

Michael popijał Bud Light’a na dwudziestym ósmym piętrze tarasu widokowego Spire, zwracając uwagę na każdego, kto wchodził przez osłonecznione, francuskie drzwi. Na spotkanie przyjechał godzinę wcześniej, by zbadać teren. Zawsze tak robił. Tym bardziej, że sytuacja była podwójnie nerwowa, bo umówił się z nieznajomą kobietą, Lorettą Yee, co zdarzało mu się niezwykle rzadko.

Loretta skontaktowała się z Michaelem przez Fundację PROMISE przeszło sześć tygodni temu, prosząc o spotkanie i rozmowę o ewentualnej współpracy. Michael nie chciał z nikim współpracować, jednak każdemu dawał szansę na przekonanie go i chciał poznać Lorettę. Przeprowadził research o pannie Yee, więc poniekąd czuł, że nie była dla niego dojmująco obcą osobą. Przejechał ponad tysiąc dziewięćset mil na to spotkanie i chciał, żeby zakończyło się owocnie.

– Dzień dobry. – Usłyszał zza pleców.

– Zawsze skradasz się, jak złodziej na spotkania? – Syknął.

– Wybacz. Chciałam sprawdzić twoją czujność.

– Śpię z otwartymi oczami, więc jestem wystarczająco czujny, by trafić kogoś z kilkunastu mil.

Michael zdjął okulary przeciwsłoneczne, wstał od baru, chwycił pod ramię kobietę i kilkoma krokami zaprowadził do zarezerwowanego stolika. Był spięty i lekko wytrącony z równowagi. Uważał, że wie o pannie Yee wszystko, albo wystarczająco dużo, by nie dać się zaskoczyć. Nie spodziewał się, że kobieta wychowana w rodzinie o azjatyckich korzeniach będzie o urodzie, której się brzydził. Do ich stolika podszedł kelner przyjąć zamówienie na dwie kawy, dwie wody niegazowane i jedną whisky.

Loretta patrzyła na Michaela z nieukrywaną fascynacją. Chciała uwiecznić w pamięci każdy szczegół dotyczący mężczyzny, o którym wiedziała wystarczająco dużo, by się go bać i wystarczająco dużo, by mu ufać. Oboje byli dziećmi z amerykańskiego snu: piękni i bogaci. Pochodzili z najlepszych domów o tradycyjnych wartościach, z bardzo wpływowymi przyjaciółmi w tle, którzy tworzyli unikalną sieć manus manum lavat. Wiedziała przez co przeszedł Michael, ile zła mu wyrządzono i podziwiała go, że wciąż jest silnym człowiekiem. Osoby po dużych traumach przebytych w dzieciństwie rzadko dopływają do brzegu normalnego życia. Najczęściej osiadają na mieliźnie pozbawieni chęci do walki o własne przetrwanie. Michael był potrójnie wyjątkowy – wydostał się z piekła, przetrwał i pomaga innym. Loretcie zaszkliły się oczy. Pociągnęła nosem i subtelnie nawiązała dialog z dystansowanym mężczyzną, którego chciała zatrudnić w Fundacji. Ich działalność na rzecz dzieci różniła się diametralnie. Ona, po Yale, niosła pomoc w literze prawa. On, były komandos, działał poza granicami tego prawa.

Michael słuchał Loretty w skupieniu, jednocześnie unikając patrzenia na nią. Nie siebie również nie mógł patrzeć. Tyle razy, jako dziecko, słyszał, że dzieci o blond włosach i niebieskich oczach są nie tylko unikatowe, ale są też najbardziej pożądanym towarem na rynku. Więc był towarem, którego każdy chciał dotknąć, mieć, posiąść, zdominować i zniewolić. Poczuł skurcz w żołądku. Dał sygnał kelnerowi, że chciałby uregulować rachunek. Zaskoczona kobieta milczała w obawie, że Michael zakończy spotkanie i odejdzie bez słowa. Chodźmy – usłyszała i miała ochotę biec. W milczeniu zjechali jedną z sześciu wind na podziemny parking, na którym stało wypożyczone auto Michaela. Bez słowa wsiedli, zapięli pasy i ruszyli przed siebie. Po kilkudziesięciu minutach byli już na terenie Piedmontu. Michael zaparkował i wysiadł z samochodu, czując że cały stres z niego wyparował. Wciągnął powietrze do płuc, jakby tylko powietrze stąd pozwalało mu żyć. Spojrzał na Lorettę, która nadal milczała i po raz pierwszy się uśmiechnął. Dziękuję – zwrócił się do kobiety, a ona odwzajemniła uśmiech. Ja również lubię to miejsce – odpowiedziała.

Szli pustymi alejkami i już zupełnie w innej tonacji rozmawiali o sobie, Fundacji i wyzwaniach, jakie na nich czekały. Michael przedstawił warunki współpracy, a Loretta bez wahania na nie przystała, bo najważniejsze było dobro dzieci i w tej kwestii zgadzali się w dwustu procentach. Po niecałych dwóch godzinach pojechali do dzielnicy Sweet Auburn, gdzie Michael zostawił Lorettę, odjeżdżając w niewiadomym kierunku.

– Pamiętaj, co ci mówiłem. Najmniejszy błąd może pogrążyć nie tylko ciebie, mnie i Fundację, ale spowoduje, że żadne z tych dzieci nie otrzyma pomocy.

2.

Wyłysiałe drzewa na nowo pokryły się zielonymi listkami. Michael siedział przy wąskim stoliku w kuchennym aneksie i przeglądał prasę. Właśnie udało mu się w Norfolk wyrwać dziecko z rąk białych diabłów, jak nazywał bogatych ludzi, którzy krzywdzili dzieci, albo swoje własne, albo dzieci partnerów, jak w przypadku Michaela, którego matka wyszła drugi raz za mąż, kiedy miał pięć lat. Usłyszal dźwięk przychodzącego maila, więc odłożył gazetę i zerknął na pocztę. Wiadomość była od Loretty, która miała dla mężczyzny kolejne wyzwanie. Tym razem chodziło o pasierbicę znanej, owdowiałej polityk, Tracy McPherson. Michael poczuł zimny dreszcz na skórze, a jednocześnie ciepło w sercu. Zgodnie z jego zaleceniem byli z Lorettą wyłącznie w kontakcie mailowym. Nie spotykali się. Nie dzwonili do siebie. Nie używali popularnych komunikatorów internetowych, tylko i wyłącznie krótkie maile z poczty na Deebweb’ie. Nie mniej jednak od pierwszego spotkania, czyli od ponad ośmiu miesięcy, żywił do Loretty coraz cieplejsze uczucia. Podziwiał jej tytaniczną pracę w Fundacji oraz zaangażowanie w pomoc wszystkim maltretowanym dzieciom. Jednak łatwiej było odebrać dziecko biedakom, ćpunom, bezrobotnym alkoholikom, czy chorym psychicznie, niż walczyć z bogatymi, wykształconymi i szanowanymi obywatelami USA.

Michael wstał i wyciągnął skórzaną torbę, w której trzymał broń. Był gotowy na każde poświęcenie. Był gotowy zabić i umrzeć, by uratować jeszcze jedno dziecko. Jemu nikt nie pomógł. Każdy do którego zwracał się o pomoc traktował go, jak kłamliwego gówniarza. – Mike, chłopcze, twój ojczym to porządny przedsiębiorca. Wysłał cię do najlepszej szkoły. Zatrudnia w swoich fabrykach tysiące osób, kocha twoją matkę i twoje rodzeństwo, jak możesz mówić o nim te okropne rzeczy? Wymyśliłeś to sobie, bo jesteś zazdrosnym o matkę nastolatkiem! – przeważnie taki słyszał feedback, dlatego przestał zwracać się o pomoc do kogokolwiek i sam zajął się swoim losem.

Pojechał na lotnisko i wsiadł w pierwszy lepszy samolot lecący w docelowym kierunku. Nie chciał lecieć bezpośrednio. Wolał kluczyć i gubić ewentualne ogony. Zanim doleci do Dystryktu Kolumbii musi zebrać szczegółowe informacje o polityk, która maltretuje pasierbicę.

Po dwudziestu sześciu godzinach od wyjścia z domu stał na lotnisku Baltimore Glenn L Martin, skąd wypożyczył zamóchód i ruszył do budynku położonym na wzgórzu Kapitolińskim. Chciał zrobić kilka zdjęć celowi, żeby je rozdać tu i ówdzie.

Niestety nie udało mu się zrobić zdjęć, bo w międzyczasie dostał kolejną wiadomość, że dziewczynka została przewieziona do szpitala i czuwa przy niej wspomniana polityk. Michael wcisnął pedał gazu i popędził do szpitala. Czekała na niego wysłana przez Fundację pielęgniarka, żeby móc wprowadzić go w szczegóły pobytu dziecka w szpitalu i przekazać fałszywy identyfikator do swobodnego poruszania się po placówce.

W uniformie pielęgniarza z identyfikatorem na bluzie, Michael udał się do sali, w której leżała dziewczynka. Nie był specjalnie zdziwiony, kiedy odkrył, że drzwi pilnuje ochraniarz. Wszedł do środka. Na fotelu siedziała Tracy McPherson z głową opartą o zagłówek i przymkniętymi oczami. Ledwo się powstrzymał, żeby do niej nie podejść i nie zacisnąć dłoni na szyi. Pochylił się nad wychudzonym ciałkiem dziewięciolatki i bezgłośnie zawył – wytropię białe diabły i wszystkie zabiję, maleńka.

3.

Loretta piła martini ze Sprite’m na dwudziestym ósmym piętrze tarasu widokowego Spire, zwracając uwagę na każdego, kto wchodził przez osłonecznione, francuskie drzwi. Ostatni raz była tu dwa lata temu, kiedy poznała Michaela. Rozejrzała się wokół i westchnęła.

– Dzień dobry – usłyszała zza pleców.

– Michael jesteś!

– Jestem Loretto, nie mogłoby mnie nie być. Znalazłem w Atlancie swoją Atlantydę i zrobię wszystko, żeby jej nie zgubić…

.

____

06.2021.

Ciekawostka: https://wielkahistoria.pl/pieklo-islandzkich-dzieci-zmuszane-do-pracy-od-7-roku-zycia-bite-po-twarzy-za-nieposluszenstwo/

____________________

4 czerwca obchodzimy Międzynarodowy Dzień Dzieci Będących Ofiarami Agresji

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

dziewiętnaście + dwanaście =