Pan mnie mija na trawniku,
kiedy stopy pan dyrduje.
Nawet okiem Pan nie zerknie,
a ja Pana tak szanuję.
Stoję z boku, usunięta,
chociaż mogę w środku postać.
I nie jestem oponentką,
lecz nie mogę Panu sprostać.
Często zdaje mi się nawet,
że sympatią Pan nie pała.
Wnet odejdę, tuż niebawem,
bo na Pana już nie działam!
Inni chcieli, by Pan spojrzał
na mnie okiem swym łaskawym.
Jestem mała, jestem płaska
stoję w środku głupiej trawy.
Proszę Pana, Pan nie może
mnie tak strasznie lekceważyć.
Ja tu stoję, by w pokorze
pejzaż Panu chcieć obnażyć.
Lecz starannie Pan omija
wszelką styczność, jak ze trzmielem.
Panu zda się, więc nie czytać
tej tabliczki
Szanuj zieleń.
___
2009.