A. mój kochany, jakie masz na jutro plany?
Jeśliś zajęty niebożę to pójdę na spacer może
z panem Tadeuszem. On jest mądry i dostojny.
Wiem, że to kolega taty, ale już nie daję rady.
Częstuje mnie słodyczą ust, pieści mój biust.
A., żebyś nie myślał, że ja chybka taka,
on cały czas trzyma w klatce ptaka. Dba o moje
nazwisko, ale czasami jest bardzo blisko.
Nie jak inne dziady, rumiane, chochole z pola,
szturchają, smalą cholewki – Tadeusz jest wielce
do nich krewki. Niejednemu porachował kości,
jest mi Odą do młodości. Wyobraź sobie, mój cny
A., że do Konrada przyjechała Grażyna.
Co za prosta dziewczyna, dziewuszysko – abucht,
manelami obwieszona. Co za wstyd sąsiadów,
familia zgorszona, a ten sztubak nic sobie nie robi,
śmieje się w głos, do góry nos. Ratuj nas, w tobie
nadzieja. Mamcia i Papcio, wynagrodzą sowicie
za twe zmarnowane kukułki i z nami życie.
Tylko przyjedź natychmiast, tęsknię mocno i
szczerze, przepędź Grażynę, w ciebie wierzę.
Jesteś zdatny ku temu, i romansów nieżądny,
tyś nadto, och, nadto porządny. A ci trzej budrysi
tacy w sobie chełpliwi, przegnałabym w świat nie
nasz, w świat nieprawdziwy. Lecz nie istnieje nic po,
nie istniało wcale, ty wiesz, tyś jak Metuzalem.
Tchnij mnie niechby i cudackim słowem, niech
spocznie we mnie od głowy do bioder. Na zawsze.
___
2017.