zimą śniłam topielicę
była przepięknie urojona
czasami miewam z nią sny
w słoneczne leniwe popołudnie wypływam
na środek jeziora zadowolona
macham do męża nie patrzy przez nieuwagę
zahaczam stopą o sieć walczę rwę toń woda
jak szum-o-wina zacieśnia uścisk trzyma
w końcu daję za wygraną ciało delikatnie
osuwa się w otchłań
słońce subtelnie rozcina ciemność
przez chwilę próbuję wyrwać się do światła
jednak woda coraz mocniej kołysze w objęciach
wsiąkam
przypływa nimfa a strach razem
z bąbelkami powietrza unosi się wysoko w górę
nie sięgam
oczarowana gracją i lekkością z jaką porusza się w sukni
z nieskończenie długimi włosami niczym falujący welon
wodzona hipnotyzującym spojrzeniem upływam
tylko lodowata twarz tancerki popsuła
miłe wrażenie ostatecznie
obejmuję bladą prawie przezroczystą dłoń
spokojna że ktoś odprowadzi mnie do domu.
___
2017./korekta 2020.