Jej oczy były jak moje

Loading

Obecnie zimy nie są jak dawniej ze skrzypiącym śniegiem po pas, malowanymi mrozem szybami, ciepłymi kaflakami na węgiel. Dziadek często wspominał dawne czasy, kiedy przez zasypane drogi dzieci nie mogły chodzić do szkoły, albo przez srogi ziąb wygłodniałe, dzikie zwierzęta podchodziły pod domostwa w poszukiwaniu pokarmu, a często same nim się stawały.

Szczególnie lubił wracać do jednej historii, którą powtarzał z pewną nostalgią.

Jednej zimy dziadek pracował podwójnie. W dzień rozwoził towar, nocami stróżował u prywaciarza na skraju wsi. Tam nic się nie działo. Do nocy, kiedy stanął oko w oko z wygłodniałą bestią.

„Była wychudzona, ale wciąż silna. Wstrzymałem oddech i patrzałem* na zapadnięte boki. Dowolny ruch mógł zachęcić ją do ataku. Nie było wyjścia. Powoli cofałem się do stróżówki, dopadłem drzwi i szybko zamkłem. Łypnełem w okno, a ona nadal tam była. Wziełem chleba z kiełbasą i rzuciłem przez szpare. Wtenczas odeszła. Przyszła na kolejną nockę. Pytałem innych, czy ją widzieli, ale kiwali głowami, że nie. Po kilku tygodniach przyszła z młodymi. Co miałem zrobić? Głodnych trzeba nakarmić. Gdy zelżał mróz – znikła.

Wróciła latem z watahą, ale do stróżówki przyszła sama. Znowu staliśmy oko w oko. Nie miała już zapadniętych boków, a oczy lśniły jeszcze mocniej niż wcześniej i były takie inne, ludzkie. Żałowałem, że nie mogła mówić. Zapytałbym, dlaczego wybrała mnie?”

(*stylizowane na ówczesną mowę)

____

02.2022.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

3 − 2 =