felinoterapia

Loading

mieszkam w miejscu gdzie radośnie śpiewają ptaki
i prawie każdy posiada zwierzątko – kotka albo pieska.
pieski siedzą na swoim podwórku przy budzie albo
biegają po ogródku ostrzegając każdego żeby sobie
poszedł sio w podskokach. a kotki?

te niesione własną ścieżką życia przecisną się przez
najmniejszą dziurkę w płocie by majestatycznie
obsikać teren nie należący do nich. jebane miauczki.

kiedyś (lata temu) w domu rodziców znalazłam kotka.
nie wiadomo kto i kiedy go podrzucił nie zadawałam
pytań po prostu był. jak cień mało przystojny nieświeży
cichy nieuciążliwy. nie wzbudzał żadnych emocji. oprócz
nie skrywanej niechęci i obrzydzenia.

po jakimś czasie zachorzałam – gluty delirium ból mięśni.
i przeraźliwy ziąb. zwyczajne przeziębienie które trzeba
wyleżeć wygrzać wydusić w cieplusim łóżeczku
upijając się malinową herbatką.

coraz bardziej kaszląca trzęsąca się z zimna pod namową
mamy otuliłam się futrzakiem który w cichości nie protestował.
zrobiłam to niechętnie. ale nareszcie było mi ciepło. grzał mnie
bardziej od niejednego chłopa w listopadowe noce.

dumnie paradowałam po ulicach metropolii z futrzakiem.
chodziłam z nim do pracy do sklepu do autobusu nawet
zabrałam go na randkę (ciągle byłam przeziębiona) i wtedy
stało się nieszczęście.
tamtego dnia kotek przepadł.
po latach tak sobie myślę dziwnie znaleźć mało przystojnego
nieświeżego cichego nieuciążliwego kotka na chodniku.

___

2017.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

15 + 5 =