Podróż – Prolog

Loading

Wczoraj dowiedziałam się od rodziców, że drugi semestr nauki z wakacjami spędzę u ciotki, daleko od domu, szkoły i przyjaciół. Nie byłam z tego powodu szczęśliwa, ale rodzice potrzebowali czasu na rozwiązanie swoich spraw, dlatego nie miałam wyjścia. To tylko kilka miesięcy, myślałam, więc dam radę. Ciotkę znałam tylko z opowiadań mamy, ale słyszałam o niej miłe słowa. Była starą panną, skromną bibliotekarką, która całe swoje życie spędziła w małym miasteczku na południu kraju, tuż przy Trzech Granicach. Cóż za nieciekawe życie musiała prowadzić, pomyślałam, mając jednocześnie na myśli swoje życie i plany na nie.

Od dzieciństwa marzyłam, że w przyszłości będę podróżowała do dalekich, egzotycznych krajów, jak wujek mojej koleżanki, który był marynarzem, i na pewno zrealizuję swoje marzenia, choćby nie wiem co. Nie można tylko siedzieć i przeglądać przewodniki turystyczne. Świat trzeba zobaczyć na własne oczy, dotknąć, poczuć zmysłami, dlatego od dawna zbierałam każdy grosz na swoje przyszłe podróże.

Wkrótce po święcie Śmiertki, na początku kwietnia, spakowana w dwie walizki, wyruszyłam prywatnym busem do ciotki. Z mamą pożegnałam się w domu, obie chciałyśmy uniknąć eligijnych scen na dworcu. Z tatą nie groziły mi oczy pandy, ale z nim także ciężko było mi się rozstać, wiedząc, że nie zobaczymy się przez najbliższe tygodnie.

Po prawie jedenastu godzinach dotarłam busem na maleńki dworzec, z którego odebrała mnie szczupła kobieta o długich, ciemnych włosach i kiwnięciem głowy nakazała iść za sobą. Nie odzywała się całą drogę, ale była na tyle uprzejma, że wzięła ode mnie jedną z dwóch walizek. Jeśli to była ciotka, to mam przekichane, zamyśliłam się, idąc krok w krok za kobietą. Po kilkunastu minutach marszu dotarłyśmy do małego, czerwonego domku na wzniesieniu. Na progu stała inna kobieta, która serdecznie się do nas uśmiechała.

– Miło cię widzieć Pężyrko! W końcu przyjechałaś! Gościsława była na tyle miła, że zgodziła się odebrać ciebie z dworca, gdy ja w tym czasie przygotowywałam kolację. Mam na imię Imisława i jestem kuzynką twojej mamy, Dąbrówki. Chodź kochana, bo kolacja nam wystygnie.

Odwróciłam się, żeby podziękować Gościsławie za pomoc, ale odeszła bez słowa. Wzięłam więc obie walizki i poszłam za gospodynią. W korytarzu przeczytałam napis witający przekraczających próg domu:

Błogosławione niech będą progi naszych domów
I błogosławione niech będą zbocza świętej Ślęży
Błogosławione niech będą zręby Wielkiej Arkony
A Weles niech zasiądzie przy naszym ogniu
Pośród dobrych ludzi

Po pysznej kolacji i krótkiej rozmowie udałam się do swojego pokoju wskazanego przez ciocię Imisławę:

– Mam nadzieję, że spodoba ci się tutaj i nie będziesz czuła mocnej tęsknoty. Śpij dobrze i tyle, ile chcesz, mamy dwa dni wolnego. Jutro pokażę ci okolicę, w niedzielę pójdziemy na festyn, a w poniedziałek zaprowadzę cię do szkoły, w której dokończysz klasę egzaminacyjną. Obok jest Biblioteka Miejska, w której pracuję, więc codziennie będziemy szły jedną drogą. Dobranoc Pężyrko.

– Dobranoc ciociu.

Po szybkiej toalecie padłam na łóżko jak długa. Byłam strasznie zmęczona, leżałam chwilę nasłuchując okolicznych dźwięków, ale tylko ciocia krzątała się po kuchni i przy tych cichych, domowych odgłosach zapadłam w sen.

Spałam mocno i bezsennie za to bardzo czujnie. W środku nocy obudził mnie hałas dochodzący z parteru i głosy, których początkowo nie potrafiłam określić. Po chwili rozpoznałam głos Imisławy, wesoły, szczebiotliwy, przyjazny, drugi był niski i wydawał z siebie coś w rodzaju pomruków. Przypomniałam sobie Gościsławę, ale chyba nie mógł należeć do szczupłej, drobnej kobiety. Nocna rozmowa trwała jeszcze moment, a później rozległo się przerażające wycie wilków i dźwięk skrzypienia starych drzwi. Podsunęłam kołdrę pod sam podbródek i zamknęłam oczy w nadziei na szybkie zaśnięcie. Tym razem miałam sen…

Biegłam nocą w środku gęstego lasu, za światło służyła mi pękata tarcza Luny. Pomiędzy drzewami rozbrzmiewało echo: Pężyrko, Pężyrko, Pężyrko, wzywam cię, wzywam cię,wzywam cię, czekam tu na ciebie, na ciebie, na ciebie, już bardzo długo, długo, długo, znajdź mnie, znajdź mnie,znajdź mnie, otwórz drzwi, otwórz, otwórz i rozpocznij podróż, podróż, podróż…

W tym momencie obudziła mnie ciocia potrząsając ramieniem:

– Obudź się, obudź, Pężyrko. Dochodzi dziewiąta, nie chcesz chyba przespać całego dnia? Wstawaj, bo Niewsza zje twoją porcję śniadania, haha.

Otworzyłam oczy i spojrzałam zdziwiona na uśmiechniętą twarz cioci.

– Niewsza?

Szybko doprawadziłam się do ładu i zeszłam na dół. Teraz, w świetle kwietniowego porannego słońca, mogłam dokładnie obejrzeć rozkład budynku i przyjrzeć się cioci. Wieczorem dom wydawał się być zupełnie mały i ciasny, ale za dnia sprawiał wrażenie dużo okazalszego. Przestrzeń salonu wyłożono tapetą w delikatne kwiaty, w centralnym miejscu stał okazały kominek, a po jego bokach rozlegał wysoki regał mieszczący pokaźną ilość książek, z bocznej ściany otwarte wejście prowadziło do przestronnej kuchni z potężnym, dębowym stołem na kilkanaście osób. Wszystko to robiło ogromne wrażenie, zaś krzątająca się ciocia wydawała się mniejsza, niż w rzeczywistości. Była kilka lat starsza od mojej mamy, i ku mojemu zdziwieniu, po dokładnym przyjrzeniu, wyglądała, jak jej siostra bliźniaczka. Prawie, bo mama tak jak ja, jest blondynką.

Niewsza siedział naprzeciw wejścia i kończył śniadanie. Wstał, kiedy mnie zobaczył i z pełną buzią przyjaźnie uścisnął. Okazało się, że był moim o rok młodszym kuzynem. Młodszym, ale wyglądał na dużo starszego. Wyższy o głowę, szeroki w barkach, z brodą poniżej ramion, o silnych dłoniach, którymi mógł wbijać gwoździe, tylko radosne oczy wskazywały, że jest chłopcem o posturze niedźwiedzia. Jego ojciec i dziadek byli drwalami, więc nie mógł robić nic innego, tym bardziej, że był jedynym męskim potomkiem. Miał za to trzy siostry, z których dwie były już po ceremonii zaślubin, jak określił Niewsza.

Po śniadaniu i krótkiej rozmowie z kuzynem udałyśmy się z ciocią na zwiedzanie miejscowości, w której miałam spędzić kilka najbliższych miesięcy. Nie spodziewałam się wielkomiejskich luksusów, ale byłam mile zaskoczona architekturą, harmonią i zadbanymi chodnikami. Ciocia ze wszystkimi mijającymi nas osobami wymieniała grzecznościowe ukłony i uśmiechy. Przedstawiła mnie najbliższym sąsiadom i włascicielom sklepu, baru oraz wielebnemu, który spieszył na szkolny mecz siatkówki. Na moją prośbę poszłyśmy pod szkołę, która prezentowała się o niebo lepiej, niż moja w centrum dużego miasta.

Miasteczko otoczone górami i sąsiadujące ze starym, gęstym lasem i wielkim jeziorem, było niezwykle malownicze, jak z kolorowej pocztówki. Rozsiadłyśmy się wygodnie z ciocią na parkowej ławce, żeby napić się herbaty miętowej i zjeść kawałek placka drożdżowego. Urokliwe miejsce na spędzenie wakacji, a może mogłabym zaprosić kilku znajomych na parę dni, gdyby ciocia wyraziła zgodę, oczywiście. Rozmarzona perspektywą spędzenia wolnego czasu z przyjaciółmi usłyszałam:

Na wysokiej górze
rosło drzewo duże.
Nazywało ono się:
llellumppollellumzłappallippchłę
A kto tego nie wypowie,
Tego poświęcą bogowie!

Pężyrko już czas, czas, czas…

Rozejrzałam się wokół. W pobliżu siedziała dama z pieskiem, a dalej bawiły się dzieci. Były jednak za daleko, żebym usłyszała wyraźnie, co mówiły.

– Ciociu, czy mówiłaś coś do mnie?

– Tak, żebyś przytrzymała kubeczki, kiedy będę nalewała herbatę.

– Ale coś innego, ciociu, dziecięcą wyliczankę.

– Pężyrko, zobacz, tam są dzieci, musiałaś usłyszeć, jak wypowiadają słowa rymowajki.

– Chyba masz rację, ciociu.

Imisława uśmiechnęła się, nalała herbaty i podzieliła po małym kawałku placka drożdżowego, bowiem niedługo miałyśmy udać się na obiad do rodziny Niewszy. Dziwne, że mieszka tutaj większa część rodziny mamy, a ja ich kompletnie nie znam. Nawet nie słyszałam o Niewszy, jego siostrach i innych kuzynach, których w niedługim czasie miałam poznać. Dlaczego mama nic mi o nich nie wspomniała? Dlaczego dopiero teraz tutaj przyjechałam? Nawet dokładnie nie wiem, z której miejscowości mama pochodzi? Skąd te tajemnice? Zadawałam pytania, ale nie znałam na nie odpowiedzi. Dodatkowo nie miałam z mamą kontaktu i nie mogłam domagać się odpowiedzi od niej samej. Postanowiłam ostrożnie podpytać ciocię:

– Ciociu, czy mama tutaj przyszła na świat?

– Tak, Pężyrko.

– A czy babcia z dziadkiem tutaj mieszkają, będą mogła ich poznać?

– Oczywiście, że poznasz swoją babcię i dziadka. Niosą na swoich barkach wiele wschodów słońca i zachodów księżyca i również chcieliby cię poznać przed ostatnią podróżą.

– Podróżą?

– Śmiercią, Pężyrko, wolimy inaczej nazywać ten stan. Rozumiesz, prawda?

– Chyba tak… Od dziecka marzyłam o podróżowaniu, ale nigdy o tym, że mogłoby być czymś ostatecznym i nieodwracalnym.

– Ależ Podróż nie jest czymś ostatecznym!

– Dlaczego dopiero teraz przyjechałam? Dlaczego mama ukrywała was przede mną?

– Wszystko w swoim czasie, Pężyrko. Poznasz babcię, dziadka, jak i resztę rodziny i to nie mama ukrywała nas przed tobą, ale ciebie przed nami, hahahahaha

___

2020.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

16 − piętnaście =